Lubię klimat małych, uroczych miasteczek. Wszyscy się znają, każdy choć trochę o drugim wie… Życie w takich miastach toczy się spokojnie i leniwie, a w ludziach jest jakaś taka otwartość i niespieszność. Jestem już w wieku, w którym bardzo doceniam dobrą jakość życia, dobre relacje i spokój. Dlatego Cieszyn tak bardzo mnie zauroczył. Z jednej strony to miasto dwóch kultur, dwóch języków, bardzo kosmopolityczne i otwarte. Z drugiej strony z kolei stoi za nim wiele lat polskiej historii, z której Cieszyn, jego mieszkańcy i władze są jednoznacznie i ewidentnie dumni.
Z jednej strony reaktywowany i pielęgnowany Cieszyński Szlak Wina, czyli inicjatywa, o której jeszcze tu wspomnę, z drugiej Browar Zamkowy, który tworzy piwa górnej fermentacji jako jeden z niewielu w kraju. Browar, który mieści się na wzgórzu zamkowym. Dodatkowo rzut beretem od tego miejsca znajdziecie park, którego ważnym punktem jest baszta, którą znamy wszyscy, bo znajduje się na banknocie dwudziestozłotowym.
Podczas spaceru po mieście traficie na zjawisko pod tytułem “cieszyńskie kanapki”, do piekarni, w której czekają gorące bułeczki czy pączki, ale też do restauracji przy niewielkim ale bardzo uroczym rynku, w której znajdziecie potrawy o jakości…. powiem dyplomatycznie: różnej. Jeśli jednak jesteście prawdziwymi kulinarnymi hedonistami to w Cieszynie będziecie mogli posilić się w sposób, którego najczęściej w takich miejscach się nie spodziewam. I o jednym z takich miejsc chcę Wam dziś opowiedzieć.
WINOWAJCY – KUCHNIA I SKŁAD WINA
Po raz kolejny sprawdziła się nie raz już zweryfikowana zasada, że najlepsze gastro odkrycia ukryte są przed wzrokiem klasycznego turysty, z dala od gwarnych punktów. W miejscach, w które trafiamy celowo gubiąc się w traktach, bramach i brukowanych uliczkach. Tak też było z Winowajcami, małą, butikową wręcz restauracją, przy ulicy Srebrnej, która dumnie oznajmia, że poza funkcją restauracyjną jest również składem wina. To w cieszyńskiej rzeczywistości i w ogóle w świecie smakoszy jest rekomendacja wysokiej klasy. Ale marketing to jedno, a weryfikacja na talerzu oraz języku to drugie. Tym bardziej byłem ciekawy, po zapoznaniu się z opiniami w sieci, co się tego wieczoru w lokalu przy Srebrnej 3 wydarzy.
INACZEJ NIŻ INNI
Zaskoczenie pojawia się już od samego początku i pozostaje przez całą wizytę. Przy kuchni dyżur pełni bowiem sam właściciel Bogdan Gałuszka. Człowiek o przyjaznym obliczu, rumianych policzkach, uśmiechnięty a jednocześnie sprawiający wrażenie skromnego. Coś jak Bernard Dornowski z najlepszych czasów Czerwonych Gitar. Gdy go poznacie, przekonacie się, że to porównanie to solidny komplement. Ale do meritum.
Skoro to miejsce chwali się, że jest składem wina, to zapytaliśmy o wina tutejsze, lokalne. Okazało się, że w ofercie są wina z lokalnego, bo Cieszyńskiego Szlaku Wina właśnie. Butelki o lokalnych winiarzy, którzy dbają aby były one na niezmiennie wysokim poziomie. Bardzo cenię takie połączenia. Właściciel Bogdan to nie tylko restaurator ale również podróżnik, mistrz barmański i Międzynarodowy Sędzia Konkursów Barmańskich. Jednak w ostatnich latach to właśnie wino skradło jego serce. Pewnie dlatego stał się jego pasjonatem.
Zanim na stole pojawiło się zamówienie zapoznałem się z wnętrzem, które mimo niewielkich stosunkowo rozmiarów zaaranżowane jest w sposób pozwalający poczuć się wygodnie i jednocześnie sprzyjające biesiadowaniu. W zasadzie wszędzie subtelnie umieszczone zostały elementy związane z kulturą winną, nie sposób więc zapomnieć jakie w lokalu panują priorytety. Wino jest tu równie ważne, jak jedzenie. A smaki są fenomenalne.
HEDONIZM SMAKÓW
W menu znajdują się solidne propozycje, po zamówieniu których raczej trudno wyjść z lokalu głodnym. To przystawki w formie tapasów, na zaostrzenie apetytu już na starcie proponujące połączenia smaków, które wzbudzają najpierw zainteresowanie i skutkują masą pytań, a po zaspokojeniu ciekawości wywołują zaskoczenie. Na naszych talerzach wylądowały widoczne na zdjęciach smaczki, z których każdy miał swój wyrazisty, definiowalny smak, ale największym zaskoczeniem okazał się muffinek nadziany twarożkiem z dodatkiem ziół. Taki prolog zwiastował tylko zwiększenie ciekawości, jak będzie wyglądała dalsza kulinarna narracja w cieszyńskich Winowajcach.
Ponieważ byliśmy w większym gronie, to była okazja posmakowania kilku potraw. Część zdecydowała się na duszoną w piwie golonkę, część natomiast na pierś z kaczki z buraczanymi kluseczkami gnocchi i demi glace. Muszę ze wstydem przyznać że golonkę pałaszowałem w sposób absolutnie skandaliczny, bo trzęsąc uszami, taka była z jednej strony delikatna, a z drugiej konkretna. Podana na duszonej kapuście w sosie, w którym wyczuwałem nutę piwną, która jednak nie dominowała nad całością. Golonce towarzyszyły gotowane i pieczone, przekrojone tylko na pół niewielkie ziemniaczki, które uzupełniały i tonowały ten hedonizm na talerzu.
Nie byłbym jednak sobą gdybym nie skosztował potrawy moich współbiesiadników. Pierś z kaczki gotowana na sposób sous-vide z dodatkiem kluseczek buraczanych była bardzo delikatna, przygotowana w sposób, który nie zabił smaków w mięsie. Całość wraz z sosem smakowała bardzo subtelnie i sprawiała wrażenie, że mięso jest dużo delikatniejsze, niż to, do którego przywykliśmy w innych miejscach. Dodatkowo dobrane do tej potrawy wino z lokalnego, Cieszyńskiego Szlaku Wina, wydawało się zbalansowane i dobrane w taki sposób, że smakowo idealne komponowało sie z kaczką. Brawa dla kucharza i całej obsługi.
Mimo, że nasza pojemność i możliwości są ograniczone zaproponowano nam przeuroczy wręcz deser, w którym połączone były różne smaki tworząc zaskakująco spójną kompozycję. Była tam i beza i mus z mango, była podstawa ciasteczkowa i jasny krem, którego skład uleciał mi z pamięci. A na czubku listek mięty. Coś pięknego. Smakowało tak, jak wyglądało, czyli znakomicie.
Karta pełna jest ciekawych propozycji spośród których najbardziej zaciekawiły mnie takiego pozycje jak żebro wołowe z zielony puree i sosem śliwkowym z porterem, kacze serca z pieczonym burakiem, siekany tuńczyk z salsą z kalmarów a ponad wszystko aromatyzowany dymem tatar wołowy. Celowo zostawiłem je sobie na kolejną wizytę. A to przecież tylko kilka z wielu smakowitych powodów żeby wrócić do Winowajców.
Aha – koniecznie zapytajcie obsługę o ich autorskie przetwory. Będziecie zaskoczeni