Próbowanie lokalnych potraw i smaków w podróży – oto najbardziej fascynujący element dający mnóstwo radości z odwiedzania innych krajów, kontynentów i kultur. Powiem więcej – często poprzez kuchnię lepiej poznasz lokalną społeczność, niż poprzez typowo turystyczne obserwowanie, architekturę czy historię miejsca, które odwiedzasz. Dzisiaj będzie zatem o smakach.
A uwierzcie mi, jest o czym mówić, bo Wiedeń to miasto mocno międzynarodowe z mieszanką kultur i kuchni, które te kultury przywiozły ze sobą. Było zatem czego próbować, a przypuszczam, że mimo to i tak nie spróbowałem nawet połowy. Jednak smak Wiednia i ogólnie jedzenie w Wiedniu to jego niezaprzeczalna zaleta.
KAWA PO WIEDEŃSKU
Mało jest krajów i miast, w których z picia kawy uczyniono sztukę i tradycję. Niewymuszoną, lecz naturalną, mająca swój urok i czar. Setki, tysiące kawiarni i w kazdej ogródek, w którym nawet z samego rana w niedzielę siedzą sobie starsi panowie i panie, młodsi ludzie, rodziny i popijają znakomitą kawę przygotowywaną na bazie ultraczystej i zdrowej wody. Musicie bowiem wiedzieć, że Wiedeń ma wodę bardzo wysokiej jakości. Ozonowaną. wodę, którą można pić prosto z kranu. Wodę, która według badań jest dużo czystsza, niż ta butelkowana (chyba że nalejesz do butelki wody z kranu). Dlatego kawa smakuje tu wyśmienicie.
Czy wiedzieliście że UNESCO wzięło pod ochronę lokalną kulture picia kawy jako skarb dziedzictwa kulturalnego? To dopiero cos ! No ale picie kawy w klasycznych kawiarniach ma miejsce już nawet od VXII wieku. A mieszkańcy kontynuują tę tradycje ciesząc się zarówno samą kawą jak również wspólnym spędzaniem przy niej czasu.
Nawet mój host, w drodze do pracy wstępuje na chwil kilka do kawiarni, wychyla kawkę, zjada bułeczkę i dopiero wtedy kroczy do miejsca pracy. Taki rytuał, lecz jakże przyjemny 🙂
Ciekawostką jest również fakt, że w Wiedniu do każdej kawy otrzymujecie szklankę z wodą. Służy ona czyszczeniu podniebienia po każdym łyku w taki sposób, żeby każdy następny dawał pełny smak i aromat pitej kawki.
WIEDEŃSKI SZNYCEL
Karane wieloletnim więzieniem jest być w Wiedniu i nie spróbować prawdziwego wiedeńskiego sznycla. To zaiste smaczny kawał mięcha, który uprzednio obtoczony z mące, jajku i bułce tartej smażony jest króciutko po każdej ze stron. Możecie mi wierzyć lub nie, lecz smakuje bardzo dobrze, Wiener Sznycel jest syty, a jeśli sobie życzycie, panierka może być smakowa. Na przykład z chilli lub innych dodającym tej potrawie charakteru dodatkiem. Mówi się że powinien być wielki, zajmować cały talerz i straszyć rozmiarami. Nieprawda 🙂 Wszystko zależy od twórcy tego dania oraz dostępnych składników, szczególnie mięsa. Można zrobić wiele mniejszych lub jeden większy sznycel.
Warto wiedzieć, że w czasach królewskich do panierki wiedeńskiego sznycla dodawano odrobinę złotych płatków, aby temu zacnemu daniu dodac jeszcze więcej blasku. Ci to potrafili się bawić co? 🙂
Do sznycla obowiązkowo należy zamówić sałatkę ziemniaczaną. Brzmi to może mało smacznie, ale uwierzcie mi, dobrze przygotowana, z odpowiednimi dodatkami i proporcjami jest idealna w smaku i bardzo syta. Jedzenie w Wiedniu generalnie jest bardzo syte i raczej odradzam stołowanie się tam osobom na diecie. Podobnie jak we Lwowie.
Sznycel podawany jest nie tylko w wytwornych restauracjach, ale także przygotowywany na wiele różnych sposobów w budkach, kebabowniach czy jadłodajniach specjalizujących się TYLKO (!!!) w daniach ze sznyclem wiedeńskim. Jestem zwolennikiem schodzenia z głównych ścieżek i traktów, szczególnie kulinarnych, dlatego też natrafiłem na taki przybytek. Po krótkim namyśle nabyłem Schnitzel-Burger. Moźe nie wygląda na arcydzieło sztuki kulinarnej, ale możecie mi wierzyć, był bardzo smaczny i syty. Co ciekawe, tuż za rogiem była sieciówka z literą M w nazwie ze swoim psim żarciem z którego najtańsza kanapka kosztowała dokładnie dwa razy więcej niż to, co dane było mi spożywać. Zatem jeśli kiedykolwiek przyjdzie wam przybyć do Wiednia, nie zastanawiajcie się tylko bierzcie sznycla kiedy tylko będziecie mieli okazję i ochotę. Warto.
WURST
Nawet jak teraz o tym pisze to ślinka cieknie na samą myśl. Cóż, jestem żarłokiem, to fakt. A wiedeńskie kiełbaski, przygotowywane długo i namaszczeniem, by na końcu obróbki cieplnej były cieplutkie, chrupiące i pełne smaku naprawdę pozostają we wspomnieniach na długo po podróży do stolicy Austrii.
Można powiedzieć że wursty to nic innego jak typowy niemiecki fast food. I poniekąd będzie to racja. Jednak najczęściej kiełbaski używane w tego rodzaju fast foodzie są naprawdę wysokiej jakości, mają wiele odmian (w tym diabelnie ostrą oraz z serem). Podawane są najczęściej z jednym z wielu sosów, z których radze spróbować każdego, prócz tych, które znamy z Polski. Sosy różnią się w zależności od miejsca i ambicji jadłopodawacza 🙂 Zdjęcie które widzicie pochodzi akurat jednego z wielu miejsc z kiełbachą, ale tego typu stoiska można spotkać w naprawdę wielu miejscach tego uroczego miasta.
PIZZA
Pewnego wieczoru postanowiłem potestowac kilka lokalnych pizzerii, aby sprawdzić, czy którakolwiek pizza spełni moje oczekiwania tak bardzo rozbudzone poprzez jedną z włoskich knajpek w Katowicach. W tym celu udałem się do pięknie wyglądającej pizzerii, uprzednio przekonawszy się, że prowadzą ją włosi. Zamysł ten udał mi się tak dobrze, że trafiłem w miejsce, które było tak ultrawłoskie, że nie mówiło się tam nawet po angielski 🙂 Brawo ja !
Zamówiłem pizzę, otrzymałem ją i…. Po pierwsze we włoskich pizzeriach i w ogóle włoskiej kuchni pizzę kroisz sobie bracie sam! Przywykłem do takiej, która jest już lekko pokrojona, dzięki czemu łatwiej sobie dawać z nią radę. Smak, czyli to co najważniejsze był… średni. Niby świeże składniki, ale jako całość dość nijaki. Nie było ciągnącego się sera i tego wszystkiego czego oczekiwałem. Co więcej do pizzy nie dostałem żadnych dodatków, w tym oliwy, z której tego typu kuchnia jest przecież znana. Zatem zjadłem, zapłaciłem i ewakuowałem się z tego miejsca czym prędzej. Życzę wam, abyście mając ochotę na pizzę w Wiedniu trafili dużo lepiej
AZJATYCKIE JEDZENIE W WIEDNIU
Jak już pisałem w innej notce, Wiedeń pełen jest różnego rodzaju ludzi, w tym napływowych. Sporo jest Azjatów. Naturalnym jest zatem, że kuchnia azjatycka występuje często i w dużej ilości a co najważniejsze, jest różnorodna. Jestem totalnym miłośnikiem i smakoszem kuchni azjatyckiej i wszędzie oraz zawsze posilam się tym właśnie rodzajem potraw. Wiedeń zdecydowanie nie zawiódł mnie w tej materii. Czemu?
Jedzenie od Chińczyka, Japończyka, lub najczęściej Wietnamczyka, jest po prostu bardzo smaczne. Za punkt honoru biorą sobie oni używanie świeżych składników, a ich makarony, sosy, warzywa czy owoce morza są tak tanie i tak dobre, że korzystanie z innego wypas za 5 euroro jedzenia na mieście wydaje mi się czystą głupotą. Oczywiście w granicach rozsądku 🙂
Kilka przykładów – niedaleko od miejsca, w którym nocowałem był malutki punkt z wietnamskimi specjałami. Wypasiony wielki kubełek makaronu, warzywa i sos – 2 euro. To jak za darmo, a głód na cały dzień mamy z głowy. Kolejnym przykładem jest coś, co spotkanie w „Wiener Gasometer” – chińczyk samoobsługowy, czyli bufet z azjatyckim jedzeniem. Płacisz 5 euro i ładujesz sobie do kubełka tyle dobroci, ile zdołasz zjeść. Było to optymalne i niesamowicie smaczne doświadczenie. Fotka która widzicie może nie wyszła idealnie, ale to co na niej, zdecydowanie do ideałów należało. Solidne kawały mięsa, krewetki, ośmiorniczki, warzywa, makaron, kurczak i przyprawy, sos… Mógłbym tam wrócić choćby dzisiaj.