Piękna Albania

Są takie podróże, które odkrywają przed podróżnikiem takie miejsca i sytuacje, których się nie spodziewa. Są kraje, które stają się źródłem ogromnego zaskoczenia, mimo, że nie mamy wobec nich żadnych oczekiwań. Są w końcu takie destynacje, które pozwalają nam poznać ludzi pozostających w naszej pamięci na lata. I takim właśnie miejscem jest Albania. Kraj o zniewalającej przyrodzie i widokach, które zapierają dech. Kraj, który w zasięgu wzroku ma spektakularne góry, morze o krystalicznej przy brzegach wodzie oraz duże jeziora. Z podróży do Albanii wróciłem uśmiechem i wieloma przemyśleniami.

 

ALBANIA NA START

Do tego pięknego kraju latają samoloty tzw. tanich linii lotniczych z wielu polskich lotnisk, w tym z Pyrzowic i krakowskich Balic. Bilety na loty do Albanii są w bardzo atrakcyjnych cenach, dlatego zaplanowanie podróży do tego pięknego, bałkańskiego kraju nie powinno być większym problemem. Proponuję zaplanować podróż na okres, który w Polsce nazywany jest jesiennym. To właśnie wtedy na Bałkanach mamy do dyspozycji wszystko co najlepsze – soczyste owoce i warzywa, które smakują słońcem, puste wciąż pełne słońca plaże i zdecydowanie niższe ceny za niemal wszystko. Od wstępów do atrakcji zaczynając na cenach noclegów kończąc.

Żeby poznać cały kraj, w tym jego najciekawsze i najbardziej ukryte przed turystycznym wzrokiem perełki warto wynająć auto i podróżować po Albanii na czterech kołach. Najciekawsze miejsca opisywane w tym artykule odkryłem właśnie za pośrednictwem podróży samochodem, a prawdziwych odkryć dokonałem zjeżdżając z utwardzonych dróg, co bardzo Wam polecam. Człowiekiem, który pomoże Wam w wynajęcia auta w Albanii jest Theofan Papavangjeli (klik), przewodnik turystyczny specjalizujący się w historii tego kraju. Nie wahajcie się napisać do niego na FB. Podziękujecie mi później 🙂

Pierwszym przystankiem niechaj będzie dla Was salon jednej z dostępnych sieci komórkowych w celu nabycia karty sim z pakietem gigabajtów. Niestety internet mobilny w Albanii jest stosunkowo drogi, mimo to polecam kupić kartę z dużą ilością danych do wykorzystania, żeby w środku podróży po Albanii wam ich nie brakło. W szczególności jeśli podróżujecie w kilka osób to koszt ponad 100 zł za kartę sim boli mniej. W tym przypadku Albania jest dużo mniej atrakcyjna od sąsiedniej czarnogóry, w której w ofercie turystycznej pakiet 500 gb kosztuje około 50 zł i starcza dla nawet najbardziej wymagających użytkowników.

Ceny paliwa w Albanii to również nie jest powód do dumy, ponieważ litr paliwa potrafi kosztować tam nawet 10 zł i jest to zdecydowanie najwyższa cena benzyny i diesla w porównaniu do wszystkich innych sąsiednich krajów. Pamiętajcie o tym wynajmując auto, mając jednak na uwadze, że koszty paliwa i wynajmu powinny rozkładać się na przynajmniej 4 osoby. Wtedy da się je jakoś znieść.

Piękna Albania

 

DURRES

Nasz samolot lądował w Tiranie w środku nocy. Zdecydowaliśmy się rozpocząć zwiedzanie Albanii już tej samej nocy. Po odebraniu auta z lotniskowego parkingu ruszyliśmy w drogę i kilka chwil później byliśmy już w pierwszym w miast. Ze względu na późną porę miasto było przyjemnie chłodne i pięknie oświetlone. Co prawda mam wrażenie, że nie poświęciłem wystarczająco dużo czasu na zapoznanie się z tym miejscem. Mam jednak świadomość, że Durres, podobnie jak Saranda to najbardziej turystyczne miejsca w Albanii. A jak wiecie, w miejscach turystycznych ani kuchnia ani atrakcje nie są ani autentyczne ani ciekawe, dlatego nie ma powodu do zmartwienia. No i jest powód by jeszcze do Albanii wrócić. Jednak mimo to okazało się, że Durres ma ciekawą historię, którą reprezentują rozrzucone po mieście budowle. Dla osób ceniących eksplorację historyczną będzie to na pewno ciekawy powód do bardziej detalicznego zapoznania się z miastem i jego historią. Tym, co zapewne przyciągnie każdego spragnionego słodkiego nicnierobienia są rozległe plaże, na których można łapać słońce całymi dniami, a jak dobrze poszukacie to można znaleźć takie miejsca, w których będziecie zupełnie sami. Oczywiście poza sezonem, ponieważ w okresie wakacyjnym Durres przeżywa prawdziwe oblężenie. A wieczorami lokalni restauratorzy i właściciele klubów zapewnią rozrywkę na każdym poziomie, w zależności od oczekiwań. Podobnie jak ma to miejsce w turystycznych miejscowościach w Gruzji. Ale po co cały czas zostawać w jednym mieście, skoro Albania taka piękna?

 

VLORA

Vlora to nie tylko miejscowość ale także taki rodzaj bardzo obszernego województwa. We Vlorze znajdziecie wiele atrakcji, w tym kilka naprawdę spektakularnych miejsc, których odwiedzenie jest absolutnym obowiązkiem. Jednym z nich jest historyczny monastyr Zvernec mieszczący się na wyspie, do którego prowadzi kręta, przyjemna kładka nad jeziorem okalającym tą wyspę. Muszę przyznać że całość wygląda zjawiskowo i warto nadłożyć kilka kilometrów, żeby pojawić się w tym miejscu. Monastyc Zvernec to miejsce, które może być interesujące dla fanów historycznych budowli sakralnych, mnie jednak zainteresowało jego otoczenie. Co ciekawe, na wyspie wciąż mieszkają mnisi opiekujący się monastyrem i używający go do codziennych modlitw. Jest to pełne spokoju i harmonii z natura miejsce i pomijając jego historyczne i religijne konteksty wydaje się, że chociażby z tego powodu warto je odwiedzić. A dla fotografów lub twórców filmowych ta część albańskiej spektakularnej przyrody wydaje się punktem obowiązkowym.

 

Park Narodowy Divjaka – Karavasta

To dopiero odkrycie ! Prawdziwym skarbem i potencjałem Albanii jest niesamowita przyroda, którą mieszkańcy potrafią szanować i pielęgnować, a miejsca o szczególnym znaczeniu dla natury dodatkowo zabezpieczają przed zniszczeniem przez turystów i podróżników. Jednym z takich miejsce jest właśnie Park Divjaka. Jeśli spojrzycie na zdjęcia to zrozumiecie, dlaczego przebywanie w jego granicach wręcz zachwyca.

Park znajduje się niespełna 100 km od stolicy Albanii – Tirany i jest położony w regionie Fier. To prawdziwe przyrodnicze cudo, które łączy w sobie kilka kombinacji ekosystemów. To właśnie tam przy odrobinie szczęścia spotkacie pelikana dalmatyńskiego. Ale to nie tylko siedlisko ptaków i raj dla zwierząt. Park Divjaka ma też coś dla ludzi. Ma bowiem wybrzeże z plażami przy krystalicznie czystej wodzie. W ogóle czystość wody w Albanii przechodzi wszelkie pojęcie. Nigdzie wcześniej nie spotkałem się z tak czystą i przejrzystą wodą nawet na kilkanaście metrów.

Ja i moi towarzysze podróży cieszyliśmy się głównie niesamowitymi widokami, które przy dobrej przejrzystości powietrza i w pełnym słońcu (które w Albanii jest niemal zawsze) wręcz powalają swoim pięknem. Trafiliśmy tam trochę przypadkiem i zaprawdę powiadam Wam, był to bardzo szczęśliwy przypadek.

 

HIMARE

Dobrze wiecie, że nigdy nie byłem zwolennikiem zwiedzania zalanych betonem miast, nawet, jeśli leżą przy samym morzu. Wolę spokojne, leniwe miejscowości kilka kilometrów dalej przy tej samej linii brzegowej. W poszukiwaniu noclegu w takie właśnie miejsce trafiłem. Wraz z osobami towarzyszącymi wytypowaliśmy kilka miejsc na nocleg w miejscowości Himare, albowiem zbliżał się już wieczór. Chwilę później znaleźliśmy się na zupełnym pustkowiu. Tylko kilka domów przy plaży, pusta plaża, zachodzące słońce i my. Coś absolutnie niesamowitego. Nocleg tani jak barszcz w pierwszej linii od morza, bezproblemowy właściciel i nic więcej nie trzeba.

Po nasyceniu oczu pięknym zachodem słońca nad Morzem Jońskim weszliśmy w albański wieczór. Spędziliśmy na spacerowaniu wzdłuż linii brzegowej, zapoznaniu lokalnych smakoszy płynów baśniowych i polowaniu na specjały lokalnej kuchni. Wszystkie misje zakończyły się sukcesem, dlatego spokojnie można było udać się spać słuchając szumu morskich fal delikatnie rozbijających się o brzeg. Coś pięknego. Himare zgotowało nam również piękny poranek w ramach którego zamiast korzystać z prysznica, porannego odświeżenia dostarczyła nam morska woda. Rześka po nocy i ciepła po upalnym lecie. Tak trzeba żyć.

 

LESKOVIK

Kierując się w stronę Macedonii wybieraliśmy różne drogi, te bardziej i mniej oficjalne. Jednak z nich okazała się tak bardzo nieoficjalna, że wręcz nieprzejezdna. Ciężkie maszyny rozkopały drogę, by położyć nową nawierzchnię tak bardzo, że trzeba było szukać innego rozwiązania. I było to bardzo szczęśliwe zrządzenie losu, albowiem po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy się kierować na tajemniczo brzmiącą miejscowość Leskovik. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy jak dobra to była decyzja.

Leskovik okazał się malutką mieściną ze wszystkich stron otoczoną górami, co już samo w sobie robi dość zaskakujące wrażenie. Jednak to, co najbardziej zachwyca to jej filigranowy, kompaktowy charakter. W Leskoviku znajdziecie bowiem dwa sklepy w potrzebnymi produktami, jedną piekarnię, jedną szkołę, z pięćdziesiąt owiec i tyleż samo krów. I destylarnię. Nowoczesną, dopiero co wybudowaną, oferującą lokalne wino, brandy oraz oczywiście destylaty owocowe manufakturę. To zderzenie tradycyjnej, małej, górskiej miejscowości ii tradycji z nim związanych z nowoczesnością budynku destylarni w samym jego środku jest doprawdy zaskakujące. Wieczorem można tam nieźle popłynąć a rano obsługa oferuje śniadania i przepyszne kakao.

Muszę przyznać, że Leskovik zaskoczył nas na wiele sposobów. Jeśli będziecie mieli taką możliwość będąc w Albanii koniecznie musicie odwiedzić to miejsce i wesprzeć lokalną społeczność dobrym słowem i kilkoma lekami (lokalną walutą). Nie będziecie mieli problemu ze znalezieniem noclegu. Na popularnym portalu rezerwacyjnym znajdziecie bowiem jedno, lub dwa miejsca do spędzenia nocy w Leskoviku. I oba są obsługiwane przez tą samą, przemiłą osobę. Jest nią piękna, młoda pani mówiąca wyłącznie po albańsku i…. włosku. Czemu akurat po włosku? To ciekawa historia, o którą najlepiej jeśli zapytacie ją sami.

 

GJIROKASTЁR, GJIROKASTRA

Przemierzając drogi i bezdroża tego pięknego kraju wcześniej czy później traficie na miasto w południowej części Albanii. Prócz Beratu Gjirokastёr jest jednym w dwóch miast – muzeów. Ale nie myślcie sobie że jest z tego powodu nudne. Jest wręcz przeciwnie. Miasto kryje w sobie tyle ciekawostek, że spędzenie w nim jednego pełnego dnia może okazać się niewystarczające. Centralnym punktem miasta jest wzgórze, na którym króluje zamek. Ale wokół niego jest też ciekawie. Warto wiedzieć, że liczne uliczki są bardzo strome, dlatego też Gjirokastёr zwana jest „Miastem Tysiąca Schodów”. W 2005 roku miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nad miastem góruje stara, średniowieczna twierdza, rozbudowana przez Turków osmańskich. Niegdyś w podziemiach twierdzy mieściło się więzienie dla więźniów politycznych.

Dla wytrawnych badaczy historii świata ważną informacją będzie fakt, że urodził się tutaj również Enver Hoxha, przywódca komunistycznej Albanii w latach 1944-85. Człowiek paranoik, który podobnie jak jeden debil w Polsce uważał, że wszyscy chcą atakować jego kraj i zamknął go na świat, zakazując religii, podróżowania i wprowadzając terror we własnym kraju. W Gjirokastёr można odwiedzić dom tego oszołoma, przerobiony na muzeum, a także podziemne bunkry, w których na wypadek wyimaginowanej napaści na Albanię on i jego dowódcy mieliby się chować.

Nie jestem jednak pewien, czy ktokolwiek powinien poświęcać chociaż chwilę swojego życia na studiowanie historii tego człowieka, skoro wokół tyle pięknych miejsc, w tym knajpki na starówce lokalnej, które wręcz urzekają urokliwością. W kilku z nich da się zjeść tradycyjne, lokalne potrawy, w innych można kupić rękodzieło, lub napić się lokalnych trunków. Generalnie jest to miejsce idealne dla fotografów, albowiem widok z twierdzy, a także ona sama robią ogromne wrażenie. Góry, które otaczają miasto również nie pozostawiają człowieka obojętnym. Tutaj w zasadzie gdziekolwiek postawimy aparat czy kamerę, zdjęcia będą fenomenalne. Taka jest Albania. Niepozornie piękne z przyrodą, która miejscami zapiera dech. Niezależnie, czy jesteśmy przy morzu, czy w głębi lądu.

To właśnie w Gjirokastёr znaleźliśmy ponownie bardzo tani nocleg u stóp góry zamkowej u starszej pani, która otworzyła nam swoje kilkupokojowe mieszkanie, pełne detali pokazujących, jak bardzo ktoś o to miejsce dba. A nad ranem przyniosła nam śniadanie, na które składały się najlepsze i świeże produkty lokalne. Chyba po raz pierwszy podczas moich podróży ktoś poza hotelem zaoferował śniadanie w cenie wielkiego (i taniego) mieszkania. Takie rzeczy powodują, że jeszcze bardziej chce się do Albanii wracać i eksplorować ją jeszcze bardziej i jeszcze dokładniej.

W Gjirokarster w pewnym momencie usłyszałem porządnego, klasycznego bluesa i podążyłem za dźwiękiem. I to była słuszna koncepcja, albowiem trafiłem do wyjątkowo urodziwego miejsca – pubu o swojsko brzmiącej nazwie nazwie „Bukowski” i wystroju, który zrobił na mnie duże wrażenie. Niby nic a jednak niezwykle przytulne miejsce pełne pamiątek z historii tego regionu i kraju. 

 

POGRADEC

Zbliżając się do granicy z Macedonią trafiliśmy do miejscowości Pogradec, bezpośrednio z tym krajem graniczącą. To już zdecydowanie bardziej miejskie okoliczności niż w Leskoviku. Pogradec leży przy samym jeziorze Ochrydzkim, o którym jeszcze będzie okazja wspomnieć. Wyniki poszukiwania noclegu okazały się bardziej niż udane, albowiem do naszej dyspozycji było całe, trzypokojowe mieszkanie, z kominkiem, zapasem drewna, w pełni wyposażoną kuchnią i lodówką. W lodówce czekały na nas lokalne owoce, woda, lokalne wyroby alkoholowe i to wszystko w cenie noclegu. Dwa razy upewniałem się, czy przemiły właściciel nie pomylił się. Za skrajnie niewielką po podziale na ilość naszej grupy kwotę noclegu mieliśmy do dyspozycji tak wygodne lokum, że zdecydowaliśmy się zostać tam na dwie noce. I była to nad wyraz dobra decyzja. Ale, jak miało się okazać, nie był to koniec albańskich zaskoczeń tego dnia.

Podczas wieczornego spaceru czujne oko dostrzegło mały budynek w którym przez niewielkie okno widać było światło i kogoś w środku. Moja osobowość ćmy nie pozwoliła mi pozostać na ten fakt obojętnym i podążyłem za światłem ciekaw, co się w u jego źródła znajduje. A znajdowało się więcej, niż mogłem przypuszczać, albowiem w środku, w maleńkiej manufakturze, siedział człowiek i strugał z drewna rzeczy tak piękne, że głowa mała. Kilka machnięć przez okno, dwa uśmiechy i drzwi jego królestwa stały przed nami otworem.

Okazało się, że ten przemiły człowiek już w trzecim pokoleniu tworzy cuda z drewna. Kiedy Enver Hoxha (lokalny dyktator i oszołom, który zamknął cały kraj w obawie przed wyimaginowanym atakiem) zdecydował wprowadzić w całym kraju urzędowy ateizm. Za tym poszły czyny, a wśród nich między innymi niszczenie kościołów i ręcznie wykonywanych, drewnianych, między innymi przez naszego nowego znajomego, ołtarzy. Od kilku lat Albania jest już wolnym krajem i ci, którzy jeszcze w niej zostali starają się odbudować skarby sztuki sakralnej i nie tylko dzięki swojemu talentowi i pracy ludzkich rąk. Sami zobaczcie, jak spektakularnie piękne są to dzieła.

Sam Pogradec to miasto jakich wiele. Trochę turystyczne z racji bliskości do Jeziora Ochrydzkiego i samej Ochrydy oraz granicy z Macedonią, trochę spokojne i senne w okresie nie turystycznym. Na pewno jest warte odwiedzenia. Bez wątpliwości jest również świetną bazą wypadową zarówno do innych regionów Albanii, jak również (a może nawet przede wszystkim) do Macedonii i podróży wokół jednego z największych jezior w tej części Europy.

 

MACEDONIA, OCHRYDA

Do Macedonii wjechaliśmy tylko na jeden dzień, aby zapoznać się powierzchownie z jeziorem Ochrydzkim i miastem, od którego wzięło nazwę czyli Ochrydą. Tuż po przekroczeniu granicy pierwszym co zwróciło uwagę była zupełnie inna, niż w Albanii zabudowa oraz… niemal dwukrotnie tańsze paliwo, którym z którego od razu skorzystaliśmy. Jadąc do nad wyraz turystycznej Ochrydy zatrzymaliśmy się w kolejnym objętym ochroną Unesco miejscu – parku i klasztorze św. Nauma. Sam klasztor jak to klasztor, nic specjalnego, choć park zbudowany wokół niego i możliwość niespiesznej podróży łodzią o lokalnych kanałach okazała się być kusząca. Pięknie zachowana natura zrobiła wrażenie, ale jeszcze wrażenie robiły pawie spacerujące pomiędzy gośćmi tego miejsca. Zaskakujący punkt na podróżniczej mapie bez wątpliwości wart odwiedzenia.

Udając się do klasztoru Nauma, zwróćcie uwagę na osoby sprzedające podobno autentyczne perły z Jeziora Ochrydzkiego, które z nich słynie. Jedna z pań mówi bardzo dobrze po polsku. Zapytana o to, skąd tak dobrze zna nasz język przyznała, że ma w Polsce rodzinę. Po czym konspiracyjnym szeptem dodała: “w Rybniku, to na Śląsku jest !”. I tak oto musiałem odwiedzić Macedonię, by od lokalnej seniorki dowiedzieć się, gdzie leży Rybnik i Śląsk. Sytuacja, która mogła się wydarzyć tylko w podróży i na pewno gdybym chciał ją zaplanować, nigdy nie miałaby miejsca.

Samo miasto Ochryda to dość turystyczna miejscowość, coś w stylu naszego Mielna. Macedonia nie ma dostępu do morza, a jedyne miejsce z wodą to właśnie Jezioro Ochrydzkie, środkiem którego przebiega granica między Macedonią a Albanią, co też jest bardzo ciekawym rozwiązaniem. Jako, że Macedoński brzeg jeziora to okazja do zarobienia kasy, do przedsiębiorczy macedońscy biznesmeni robią co mogą, by wycisnąć tę atrakcję do granic możliwości. Warto wpaść, pooglądać i jechać dalej.

My jeszcze zatrzymaliśmy sie na krótki posiłek, podczas którego kelner zapomniał przynieść kilku rzeczy dla mnie i moich towarzyszy podróży. Ale na rachunku już nie zapomniał ich ująć. Uważajcie na takie turystyczne miejsca, a jeśli możecie to raczej omijajcie. Każda knajpka poza turystycznym centrum dowolnego miejsca na świecie będzie zdecydowanie lepszym wyborem.
Jednak widoki z różnych miejsc wokół Ochrydy na jezioro są fenomenalne i chociażby z tego jednego powodu warto się tam wybrać.

 

Zatoka Kości

W drodze do Ochrydy traficie na ciekawą, choć oczywistą atrakcję zwaną Zatoką Kości. Jest to to odkryta w Południowej Macedonii osada na palach z późnej epoki brązu.. Osada została pieczołowicie odtworzona i dzięki temu można zobaczyć europejskie miasteczko sprzed ponad trzech tysięcy lat. Muzeum na wodzie, czyli „Zatoka Kości”, to niezwykłe stanowisko archeologiczne, znajdujące się w pobliżu miejscowości Gradiste oprócz oczywistego waloru historycznego jest też bardzo wdzięcznym punktem fotograficznym.

Całość znajduje się bowiem na wodzie, która jest bardzo czysta i w wielu miejscach przybiera delikatny zielonkawy kolor. To zestawienie barw, w połączeniu z zabudową tej bardzo starej osady musi robić i robi duże wrażenie. A gdy dodamy do tego złowieszczą i tajemniczą nazwę to mamy już komplet. Jeśli będziecie przejeżdżali w pobliżu, to koniecznie trzeba zainteresować się tym miejscem. Jego zwiedzanie nie zajmie więcej niż pół godziny, nie jest też specjalnie zachwycające, ale być w pobliżu i nie odwiedzić Zatoki Kości nie byłoby roztropnym wyborem.

 

KSAMIL

Ksamil to znany kurort przy brzegu morza Jońskiego, przy granicy z wyspą Korfu. Mimo bliskości do Korfu nie ma możliwości wybrania się na tę wyspę bezpośrednio z Ksamilu. Jest to możliwe tylko z pobliskiej Sarany. My jednak zdecydowaliśmy się zapoznać z licznymi, niewielkimi wyspami, otaczającymi Ksamil. Jako, że byliśmy już po sezonie oraz rano na miejscu nie było prawie nikogo, stąd znalezienie kogoś, kto zawiózłby nas wodą na pobliskie wyspy nie było trudnym zadaniem.

Nasz wybór padł na wiecznie uśmiechniętego pana, nazwijmy go Wojtek, który z chęcią zgodził się na zaproponowaną przez nas kwotę i popłynął z nami wszędzie tam, gdzie pyszniły się piękne widokowo i nie tylko wysepki opowiadając pokrótce o każdej z nich. Jedna z nich była tak urocza, że zdecydowaliśmy się zostać na miejscu kilka godzin zapoznając się dokładniej krystaliczną wodą morza Jońskiego i pływając w nagrzanej przez całe lato bałkańskim słońcem morskiej wodzie.

Zdecydowanie polecam Wam znalezienie czasu podczas podróży na taki sposób spędzania czasu. Szczególnie na Albańskim wybrzeżu. Po kilku godzinach Wojtek przypłynął do nas ponownie, aby tym razem zabrać nas na brzeg. Zapytany podczas naszego krótkiego rejsu czy w tych wodach są rekiny, Wojtek uśmiechnął się jeszcze bardziej, niż zwykle i oświadczył “jedynym rekinem na tych wodach jestem ja!” 🙂 No i powiedzcie sami, jak go nie lubić? Cenię w ludziach z Albanii ten południowy luz, zwyczajną międzyludzką życzliwości, której nam w “cywilizowanych krajach” coraz bardziej brakuje

 

BORSH

Nazwa, która przedstawicielom wschodniej Europy brzmi znajomo to również nazwa niewielkiego miasta w Albanii. W zasadzie to wioska na wybrzeżu Jońskim w okręgu Vlora, który jak się okazuje jest naprawdę duży. Wizytówką tej wioski jest zamek, który często jest nazywany Sopockim, choć pochodzi przecież z czasów starożytnych. Miejscowość ta jest znana także z powodu gajów oliwnych. Jeśli zatem oliwa jest zawsze obecne w Waszej kuchni, warto się zainteresować wizytą w jednym z tych miejsc i nabyciu kilku butelek.

Ale powodem, dla którego przybyliśmy do Borsh jest restauracja, przez którą pomiędzy stolikami przepływają wodospady. Tak, dobrze widzisz. Niewielkie wodospady otaczają wręcz każdy stolik. Sprawia to ciekawe wrażenie i daje interesujące doznania. Na pewno przyjemnie jest wypić kawę czy kieliszek wina w takich właśnie okolicznościach. Nam udało się trafić na kelnera, który po zorientowaniu się, skąd pochodzimy starał się mówić po polsku, obficie dodając kolorytu swoim wypowiedziom siarczystymi przekleństwami, które znał najlepiej. Było śmiesznie i fajnie. Restauracja Ujvara jest na tyle ciekawym, wręcz wyjątkowym miejscem z powodu swoich wodospadów, że warto tutaj przyjechać, chociażby tylko z ich powodu. Szczególnie, że niedaleko znajduje się….

 

PRZEŁĘCZ I PARK LLOGARA

Są takie miejsca, których spektakularne piękno zapiera dech i odbiera słowa. Jednym z nich jest trasa widokowa z wieloma punktami w strategicznych miejscach. To bez wątpienia jedna z najpiękniejszych tras w Europie. Mieści się ona w części drogi SH8 na której znajdziecie punkt widokowy Panorama Llogara. To właśnie tutaj na jednym obrazku zobaczycie połączenie spektakularnego widoku na morze Jońskie, które na naszych oczach łączy się z Adriatykiem, a przechylając głowę zobaczycie ogromne góry, których szczyty sięgają wysoko, ponad podstawę chmur. Przy dobrej pogodzie, a taka w Albanii zazwyczaj jest obecna, zarówno jeden jak i drugi widok robi duże wrażenie a ich połączenie powoduje, że nie można oderwać oczu.

Na trasie SH8 znajduje się wiele zatoczek, nie tylko punkt widokowy, o którym wspominałem wcześniej. Z każdej zatoczki rozpościerają się genialne, za każdym razem odrobinę inne widoki. Droga jest kręta, ale nie na tyle, żeby mieć obawy o jej pokonanie, nawet kierowca bez doświadczenia spokojnie da sobie z nią radę. Cała droga jest asfaltowa i w dobrej jakości, a także jest całkiem szeroka, dlatego podróżowanie tą uznaną przez wielu podróżników za jedną najpiękniejszych trasą jest komfortowe i bezpieczne.

Blisko przełęczy rozpoczyna się również Park Narodowy Llogara. Również on jest dobrze przygotowany na odwiedzających, albowiem znajdziecie w nim porządnie zaprojektowane szlaki turystyczne łącznie ze szczytem Maja Thanasit mierzącym 1352 m n.p.m.
Będąc w Albanii nie sposób pominąć tę drogę pełną punktów widokowych i wspaniałych przykładów spektakularnej, jeszcze nieskalanej betonowymi budowlami hotelowymi, przyrody. Nie muszę dodawać (ale dodam 🙂 ), że zdjęcia oraz filmy w takich okolicznościach wychodzą fenomenalnie, dzięki czemu po po miesiącach i latach będzie można wracać do tego pięknego miejsca.

 

PLAŻA GJIPE

Troche przypadkowo, a trochę nie, trafiliśmy na plażę, która uważana jest za jedną z najpiękniejszych plaż w Albanii. Gjipe Beach to bowiem plaża do której można się dostać albo z pozycji łodzi i tylko od strony wody, albo idąc w dół ścieżką, która przez ponad 2 km jest pokryta dużymi kamieniami, wręcz głazami i wymaga kondycji (której nie mam) by ją pokonać. Jeśli tak, jak ja nie przepadasz za tłumem to ta plaża jest idealna dla Was. Co więcej, zauważyłem na niej kilka zupełnie nagich osób, w tym nawet całych rodzin. Wygląda więc na to, że jest to jakiś rodzaj plaży naturystycznej, choć raczej nie oficjalnej. Miłe zaskoczenie. 

Na plażę nie dostaniecie się autem. Trzeba zaparkować w pobliżu i iść w dół ponad 2 kilometry aby dotrzeć w miejsce, które oszałamia pięknem. Już podczas spaceru w dół coraz bardziej otwiera się przed nami widok, który łączy kamienistą plażę (więc buty do wody obowiązkowe) z lazurową i przezroczystą wodą.

Plaża Gjipe umiejscowiona jest jest na końcu kanionu o tej samej nazwie. Spektakularny skalny przełom w formie klifów ma ponad kilometr długości natomiast jego ściany potrafią mieć w niektórych miejscach nawet ponad 100 metrów.  Ta monumentalność w połączeniu z wodami morza robią duże wrażenie. Dysponując łodzią można rzucić okiem na to miejsce z wody, zobaczymy wtedy kilka jaskiń do których podobno można wpłynąć. Ja nie miałem okazji, ale wy sprawdźcie taką możliwość. 

Na plażę trudno trafić bez wyraźnych wskazówek, więc Ci, którz na nią docierają często pozostają tam na dłużej. Czasami na kilka dni, czasami kilka tygodni. W głębi kanionu są dostępne panele słoneczne oraz podstawowa struktura niezbędna do codziennych czynności. W sezonie czynny jest również klimatyczny beach bar oraz budki z jedzeniem. 

 

BUNKRY

Co jakiś czas na Waszej drodze będą pojawiały się niewielkie budowle, będące oznaką szaleństwa oszołoma, który rządził tymi terenami jeszcze do niedawna. Człowiek ten kazał wybudować tysiące bunkrów na wypadek nieuchronnej na Albanię napaści. Oczywiście nigdy nic takiego się nie wydarzyło, ale bunkry zostały. Ich wystające kikuty lokalni mieszkańcy przerabiają na co tylko potrafią. My na swojej drodze minęliśmy kilkanaście bunkrów, z czego kilka pomysłowo przemalowanych na zwierzęta lub postacie animowanych filmów. Albańczycy ze swoją niewesołą przeszłością radzą sobie na wiele sposobów. Jednym z nich jest przerabianie bunkrów na coś, co wywoła w przyjezdnych uśmiech. Doceniam.

 

TIRANA

Jak wiecie nigdy nie byłem zwolennikiem wielkich przestrzeni miejskich, zalanych betonem i utkanych budynkami z wielkiej płyty miejsc. A taka właśnie jest stolica Albanii – Tirana. Widać to już zbliżając się do tego miasta. Ruch się zagęszcza, aby w końcu stać się ruchem typowo miejskim, pełnym głośnych dźwięków, ryku silników i spalin. Być może są osoby, które cenią czas spędzany w takich miejscach. Ja zdecydowanie wolę spokojne i kameralne okoliczności, które odnalazłem w Himare czy Leskoviku. Nie zrozumcie mnie źle – Tirana ma swoją historię, to właśnie tam rozegrały się najważniejsze dla Albanii wydarzenia historyczne. Jednak to miasto jest zbyt…. miejskie a jednocześnie wciąż zbyt mało nowoczesne aby wygodnie się po nim poruszać.

Znalezienie miejsca parkingowego jak w każdej stolicy graniczy z cudem, a gdy już tak się stanie to jest ono zazwyczaj płatne. Lądując w Albanii i mając do dyspozycji auto zarezerwujcie sobie nocleg raczej poza Tiraną, Zaufajcie mi, tak będzie dla Was zdecydowanie lepiej. Wracając ze swojej wyprawy już na lotnisko możecie zahaczyć o Tiranę, aby mieć ogląd tego miasta, jednak nie szukajcie tam noclegu. Będzie on drogi i średniej jakości. Najlepiej przespać się gdziekolwiek poza stolicą i w drodze na lotnisko po prostu wpaść na 2-3 godziny do albańskiej stolicy.

A co warto zobaczyć w Tiranie? Na pewno zaskakujące ogromne dzieła plastyczne na ścianach wielkich bloków ale także same bloki, które architektonicznie nie przypominają niczego, co widzieliście do tej pory. Podobno córka jednego z wysokich przedstawicieli kraju jest architektką z zacięciem artystycznym, stąd zaskakujące konstrukcyjnie budynki w centrum miasta nie pasujące swoim stylem do niczego, co znajduje się wokół nich.

 

PODSUMOWANIE PODRÓŻY DO ALBANII

Dla wielu osób wciąż jeszcze takie kraje, jak Albania, Czarnogóra, Bośnia, czy Macedonia wydają się mało atrakcyjnymi kierunkami podróży. To duży błąd. Oczywiście dla tych, którzy wolą siedzieć tydzień w hotelowym basenie, podróżowanie autem przez ciekawy, nie zniszczony nadmierną turystyką kraj i nocowanie każdej doby w innymi miejscu, będzie powodowało obawy. Jednak zapewniam Was, że prawdziwe podróżowanie jest wtedy, gdy na własną rękę odkrywasz to, co niewidoczne dla większości i na własne oczy przekonujesz się, jak piękne i interesujące mogą być nieoczywiste kraje. I Albania takim właśnie krajem jest.

To spektakularnie przepiękne miejsce na mapie świata, wciąż jeszcze niezadeptane, pełne miłych, uprzejmych i życzliwych ludzi. To kraj, który oferuje wszystko co najlepsze – z jednej strony dwa łączące na Twoich oczach morza, z drugiej pyszniące się swoją fenomenalną wielkością góry na większości terenu.
Nawet rzeki są tutaj powodem do westchnień, albowiem woda w nich jest krystaliczna i jasnozielona. A wszystko to w otoczeniu masywów górskich, które na pierwszy rzut oka wydają się nie do zdobycia, jednak chwilę później okazuje się, że infrastruktura na ich zboczach jest znakomicie utrzymana.

Moja podróż do Albanii opierała się na eksplorowaniu południowej części tego pięknego kraju. Pozostsała cała część północna, wraz z granicą z Montenegro, Kosowem i ponownie Macedonią. Zapewne ten wpis będę uzupełniał gdy tylko wrócę do Albanii by znów cieszyć się przebywaniem na jej bałkańskich ziemiach. A. że jest co oglądać, to nie  muszę Was przekonywać. Wystarczy spojrzeć:

 

ZABAWNE NAZWY

Podczas podróży udało mi się upolować ciekawe nazwy różnych firm. Nie szukałem ich, po prostu pojawiały się niejako przy okazji dostarczając dużo radości. To taki plus dodatni podróżowania – ciekawostki językowe.

 

 

Albania, szczególnie poza sezonem, to jest totalny sztos. Kto był, ten wie. Kto nie wie, niechaj jak najszybciej się przekona, zanim ten piękny, bałkański kraj stanie się celem turystycznej stonki. Albania ma absolutnie wszystko, by za kilka lat stać się turystycznym celem ludzi z całego świata. Póki co miejscowe władze jeszcze nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Aczkolwiek możecie mi wierzyć, nie znam nikogo, kto był w Albanii i miałby złe wspomnienia po powrocie do kraju. Przypadek? Nie sądzę. Tysiące podróżników nie mogą się mylić. Ze mną włącznie.

Bilety do Albanii wciąż są tanie z niemal każdego lotniska w Polsce, ceny wynajmu aut przyjemne, a infrastruktura poprawna. Za to widoki, zdjęcia i wspomnienia z podróży do Albanii będą bezcenne. Zatem nie czekaj i sprawdź osobiście, czy ciebie ten kraj również zauroczy.

KATEGORIE: AlbaniaPaństwaPodróże
TAGI: AlbaniaBałkany