Księżycowa Rumunia

Początek nowego roku powitałem w zaskakująco ciepłym o tej porze roku kraju. Rumunia zaskoczyła jednak nie tylko stosunkowo wysoką temperaturą w środku zimy (okolice 15 stopni na plusie) ale również widocznym przez cały dzień księżycem. Rumunia to kraj dla prawdziwych koneserów, którzy podróżując szukają ukrytych smaczków i odkrywają nieoczywiste miejsca w krajach, które z masowym podróżowaniem raczej się nie kojarzą. Rumunia jest zatem kierunkiem dla podróżników doświadczonych w eksploracji świata. Podróżników, którzy widzą więcej, niż inni. Przekonajcie się, dlaczego tak jest.

 

BUKARESZT

Od zawsze uważam, że wszystkie stolice świata, a na pewno Europy wyglądają z grubsza tak samo. Ulice, beton, asfalt i budynki podobne do siebie. Do tego duży ruch samochodów, banki i korporacje. Nie inaczej jest w Bukareszcie. Tu zapewne życie toczy się znacznie szybciej, niż z małych miasteczkach poza stolicą Rumunii, lecz nie mam pewności, czy jest to zaleta. Podobnie, jak w większości stolic liczba miejsc jest maksymalnie ograniczona, a te miejsca, które pozostały są wysoko płatne. W Rumunii nawet w mniejszych miastach często całe miasto jest jedną wielką płatną strefą parkowania. Czyli podobnie jak w wielu miastach w Polsce.

Ale Bukareszt to nie tylko beton i morze aut, ale również zaskakująco ciekawa architektura wielu budynków w centrum miasta. Wiele z nich pamięta zapewne czasy romańskie. Widać, że administracja kraju dba o regenerację i odnawianie architektonicznego dziedzictwa miasta. Budynki odnowione wieczorami są ładnie podświetlone. Stają się tym wdzięcznym obiektem dla amatorów i profesjonalistów fotografii.

 

ZAMEK BRAN – SIEDZIBA DRAKULI ?

Nie każdy wie, że zamków Hrabiego Drakuli są w Rumunii dwa. Jeden z nich mieści się w miejscowości Bran. Wzniesiony został na pograniczu z Wołoszczyzną i był w tamtych czasach zdecydowanie ważnym punktem obronnym. Od 1920 pełnił funkcję rezydencji letniej królowej Rumunii Marii. Przejęty przez komunistyczny rząd Rumunii w 1947, powrócił w 2006 do spadkobiercy ostatniego właściciela, Dominika Habsburga, który wystawił obiekt na sprzedaż. Obecnie w zamku mieści się muzeum historyczne a dzięki książce Brama Stokera zamek uchodzi za siedzibę wampira Draculi, choć prawdopodobny pierwowzór tej postaci, Vlad Palownik, nigdy w nim nie mieszkał. Prawdziwą siedzibą Włada był bowiem Zamek Poenari. Ten legendarny wampir zyskał sławę głównie literacką, chociaż okoliczna ludność żyje jego legendą, zapewne w celu jej spieniężenia każdego dnia. Na bazarach kupicie jego podobizny mające zachęcać do sprzedaży wszystkiego, od cebuli po środki higieniczne. 

Według przewodników i opinii lokalnych tubylców, zamek w Branie jest jedną najpiękniejszych fortyfikacji w całej Rumunii. Faktycznie, jest imponujący, jednak my obejrzeliśmy go sobie z zewnątrz, ponieważ Rumuni wciąż uważają, że podróżników trzeba kroić na kasę, żeby już więcej do ich kraju nie przyjeżdżali. Dlatego zrezygnowaliśmy z wysokiej ceny wstępu. Warto wiedzieć, że w wielu miejscach historycznych i turystycznych ich właściciele pobierają dodatkową opłatę za robienie zdjęć. Rumunio, o turystyce musisz się jeszcze wiele nauczyć… Przed bramą wejściową znajdziecie targ, na którym kupicie wszystko związane z Drakulą i nie tylko. Coś jak nasze Krupówki. Sam zamek zwiedza się bez przewodnika, bo przecież lepiej wziąć kasę dla siebie niż podzielić się z kimś, kto opowie nam ciekawe historie o tym miejscu. Osoby, które kupiły bilety i akurat wychodziły zdradziły mi, że liczyły, że najdroższa wejściówka zapewni im zobaczenie czegoś ładnego. Jak się okazuje, nie jest tak. Prócz ciekawego położenia zamek niczym się nie wyróżnia, prócz wysokiej ceny wstępu. Szkoda.

 

DAMBOVITA (DYMBOWICA)

Jest to okręg w środkowej Rumunii (Wołoszczyzna), ze stolicą w mieście Târgoviște. Tę uroczą miejscowość odwiedziłem tylko przejazdem, dlatego czasu wystarczyło akurat na zwiedzenie historycznych ruin zamku mieszczących się niemal w samym centrum. Co ciekawe, tuż obok mieści się sklep żywcem przeniesiony z Laponii. Jest nawet skrzynka na listy do świętego Mikołaja, a także wszelkie utensylia niezbędne każdemu fanowi klimatu mikołajowego i świątecznego. Muszą przyznać, że głęboko w Rumunii spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiego właśnie miejsca. 

 

BRASOV (BRASZÓW)

To niewielka, ale bardzo przyjemna miejscowość z uroczym rynkiem pełnym lokalnych knajpek. Braszów to jednak ósme pod względem wielkości miasto w Rumunii. W XVII wieku zostało niemal doszczętnie spalone ale odbudowano je wielkim nakładem sił i środków, dzięki czemu do dziś cieszy oko zarówno mieszkańców jak również podróżników. W centralnym punkcie znajdziemy ratusz ze stosunkowo wysoką wieżą. Służyła ona niegdyś do wypatrywania wrogów i ostrzegania mieszkańców. Dlatego drugą nazwą tej najwyższej budowli w mieści jest „wieża trębaczy”. Całość wznosi się na wysokość niemal 58 metrów. Braszów leży około 200 km od Bukaresztu, czyli ani blisko ani daleko. Jest to na tyle ciekawe miejsce, że warto przyjechać tu na dłużej, niż tylko jeden dzień lub noc. Warto zgubić się w tutejszych uliczkach, skosztować lokalnych przysmaków, no i wybrać się na górę, by zobaczyć miasto z szerszej perspektywy.

 

Nie od dziś wiadomo, ze najlepiej widać zawsze z góry. Braszów taki punkt obserwacyjny ma tuż obok. To góra Tampa, z której dostępny jest najlepszy widok na całe miasto oraz jego okolice. Można wejść na górę przy użyciu siły mięśni, ale również skorzystać z kolejki linowej, która także zapewni przyjemne widoki. Dodatkowo na zboczu góry umieszczono wielkimi literami napis BRASOV identyczną czcionką jak napis Hollywood, którym zapewne się inspirowano. Wygląda to imponująco i wzbudza uśmiech. Pewnie dlatego Braszów jest nazywany rumuńskim Hollywood.

 

SMAKI RUMUNII

W kraju Hrabiego Drakuli spędziłem tylko niecałe 3 dni, więc eksploracja zarówno smakiem, jak również innymi zmysłami siłą rzeczy musiała być ograniczona. Jednak udało mi się znaleźć dla Was kilka rekomendacji. Przede wszystkim w całej Rumunii działa sieć, która sprzedaje znakomite, gorące, chrupiące frytki. Idziesz, czujesz się głodny, kupujesz wielką paczkę pół kilo frytek za niewiele ponad 10 zł i idziesz dalej. Oczywiście do nich można zamówić również finezyjne sosy, dodatki mięsne i wegetariańskie. Wszystko w dobrej cenie. Gdyby u nas powstała sieć z samymi frytkami takiej jakości i takimi dodatkami do nich to jestem pewien, ze z miejsca wymiotłaby wiele budek z kebabami i innym słabym i drogim jedzeniem

Owoce i warzywa oraz przetwory bezpośrednio od gospodarzy sprzedawane najczęściej przy drodze zawsze są dobrym wyborem. Nie tylko bowiem pochodzą bezpośrednio od osób, które je sprzedają, ale dokonując zakupu pomagamy lokalnej, często nieszczególnie majętnej społeczności. My byliśmy w środku zimy, ale pogoda była wciąż wiosenna, dlatego mogliśmy kupić świeże owoce, warzywa, czy kurze jajka od rolnika. Wam również polecam zaopatrywać się w taki sposób. Jeśli natomiast nie jesteście przekonani, to w Rumunii znajdziecie sieci sklepów znane również z Polski, takie jak Lidl czy Auchan. Ich asortyment trochę się różni, lecz nieznacznie.

 

Rumuńskie wino, z racji bliskości Mołdawii jest całkiem przyjemne i nawet najtańsze butelki w cenie nawet poniżej 10 zł reprezentują poziom bardzo akceptowalny. Podczas krótkiej podróży kosztowałem kilku smaków owoców pracy rumuńskich winiarzy i zdecydowanie mogę polecić lokalne wino. 

W jednym ze sklepów zauważyłem też ciekawostkę, w postaci pistacjowego likieru. Niestety nie nabyłem go, bo dużej butelki nie zdołałbym opróżnić sam, a do samolotu nie dało się jej zabrać. Ale sam fakt, że taki produkt jest dostępny w sprzedaży na pewno ucieszy damską część Waszej podróżniczej grupy, a podejrzewam, że i panowie polubią i zapamiętają ten smak na dłużej.  

 

Rumunia od wielu lat mierzy się ze swoim sowieckim dziedzictwem i próbami ingerowania w ten kraj ze strony niedawnych okupantów spod rosyjskiej flagi. Nie inaczej jest w obecnych czasach. Nawet podczas mojej wizyty w rumuńskiej stolicy byłem świadkiem niewielkiej demonstracji o charakterze politycznym przeciwko władzom i wynikowi wyborów prezydenckich. Rumunia, podobnie jak jej sąsiedzi przez wiele lat była pod rosyjską strefą wpływów. Jej los podzielała Bułgaria, Mołdawia, a nawet Polska. O ile nasz kraj wyrwał się ze szponów sowieckiego niedźwiedzia, o tyle są kraje, które (mimo zmiany systemu na demokratyczny) pozostały w klimacie sprzed 20 lat. Również mentalnie. Musi minąć zapewne kilka pokoleń, by wyzbyć się z głów społeczeństwa i „elit” nim rządzących mentalnych przyzwyczajeń sprzed lat. Trzeba trzymać za Rumunię kciuki, by stało się to niedługo, a kraj rozwijał się w szybkim tempie i dobrym kierunku.

KATEGORIE: EuropaPodróżeRumunia